Powiem Wam, najwyżej mnie zlinczujecie. Jak kupowałem przyczepę, powiedziano mi: "wiesz - tylko musisz ją dobrze myć po zimie". My używamy mleczka do szorowania CIF, takiego wybielającego. Myje super". Zjeżyłem się, ale zmilczałem, chociaż myślę sobie "profanacja, jak nic - profanacja! Ciekawe, czy auto też by tak myli". Pytania nie zadałem,bo wiem, że myją inaczej. No i po pierwszym zimowaniu - wiadomo - jak to na przyczepie, mech porosty, siewki klonu, liście z jesieni. Wszystko najsamprzód przymoczone, przyklejone, zaschnięte, jeszcze raz odmoczone i omszałe- ostatecznie. Normalnie, jak na przyczepie. Więc zaopatrzyłem się w całą baterię środków czystości rozmaitej proweniencji. Wąż wiadro, gąbki, szczotka, szmaty, ściery i stare koszulki, bo wiadomo. Te sprawdzają się najlepiej. Spłukałem wszystko obficie wodą z węża i myję. Zacząłem od szamponów samochodowych, tych co to mi zwykle zmywają brud wszelki. Myję, myję, myję, patrzę ... No, coś tam się umyło, coś odmoczyło, coś zaczęło schodzić, ale jakichś powalających efektów to nie widać. W ruch poszły preparaty do usuwania much, smoły, zaschniętych zabrudzeń, starego i wżartego brudu. Nawet benzyna ekstrakcyjna gdzie-niegdzie. No rożności najróżniesze w butlach, buteleczkach, flakonikach wszelkich kształtów i kolorów. No niby czyste, ale nie takie. Odnowił mi się uraz z kupowania. Myślę sobie - przecież nie użyję tego cholernego mleczka, raz, że nie mam przekonania, a dwa że naprawdę nie znoszę jego smrodu... Po wielu próbach z materią powróciłem do najbardziej sprawdzonych sposobów: zielony płyn uniwersalny ajax - w koncentracie. Równie dobry, albo jeszcze lepszy jest taki zielony konwaliowy, uniwersalny z biedrony, koncentrat. Mieszam pół na pół z wodą, dodaję octu i jazda do spryskiwacza! Się spryskuje, się zostawia na chwilę, się gąbką myje. A na paskudniejsze zabruszenia... bardziej wrażliwych proszę tu zakończyć czytanie - pasta do szorowania naczyń z tesco. Taka w białym kubku z zatyczką. Duża, miękka gąbka, wilgotna/lekko mokra, bezpośrednio na nią pasta i czyszczenie. Dobrze, najpierw zmoczyć laminat. Ma dodatek ścierny w postaci jakiejś bardzo drobniutkiego ziarna mączki, chyba ceramiczny jakiś, naprawdę drobnoziarnisty. Nie należy mocno trzeć, tylko delikatnie, równiutko myć. Działa tak że domyje i leciuteńko przepoleruje. Mój niewiadek, po tym pierońskim cifie - wiadomo - i tak lekko już zmatowiony. Jak ktoś ma cycuś-glancuś, pico-bello, albo całkowicie "ganz neu" to może się krzywić, zrzymać się powinien. Ale jeśli ma sfatygowany, czterdziestoletni żelkot, może próbować. Byle z ostrożnością. Oczywiście warto lekko zawoskować, po myciu a w sezonie myć na myjni z polimerem na końcu. Ot taka dobra rada od borowego dziada. Tyle.
|