Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 199 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 15 16 17 18 19 20  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: poniedziałek, 16 listopada 2015, 09:41 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Dawno nie pisałem.Dzisiaj ze względu na ostatnie wydarzenia na forum i niedawno obchodzone Święto Zmarłych parę słów poświęcę Tym, co odeszli od Nas.Okazuje się,że życie jest za krótkie, aby przeżyć je na swarach i kłótniach.Parę dni przed 1 listopada dowiedziałem się, że moi dwaj długoletni Kierownicy odeszli.Pierwszy, który mnie przyjmował do pracy i ten, który Go zastąpił później.Gdy na forum pojawił się temat przyczepki Romi chciałem skontaktować się z jednym z Nich. Był On bowiem zapalonym wędkarzem i posiadał przyczepkę Romi, o której mógłby dużo ciekawego opowiedzieć.
Przyczepka ta pochodziła z wymian gwarancyjnych. Jako jedyna w swojej klasie była przeznaczona na spalenie. Jednak tak spodobała sie Kierownikowi,że postanowił ją uratować.Mając do wyboru dużo lepsze , nowsze przyczepy N126E za przysłowiową złotówkę, wybrał Romi.Faktem jest,że troszkę ją w naszym serwisie poprzerabialiśmy, ale chyba jej to nie zaszkodziło.Pierwsze co, to wykleiliśmy ją wykładziną - welurem bordo z gąbką. Oryginał bowiem był malowany topkotem i w kontakcie z ciałem sprawiał niemiłe wrażenie.
Wymieniony został także zespół jezdny, ponieważ wałki gumowe uległy zestarzeniu.Aby zamontować zespół jezdny musieliśmy zamontować nową ramę. Ponieważ jak pamiętam Romi miała szczątkowe podwozie- jak gdyby samonośne.O wymianie mebli nie wspomnę.Jednym słowem Romi była tak doszykowana,że bardzo długo służyła do wyjazdów na ryby i nie tylko.Dużo wcześniej niż Ci Kierownicy odszedł pierwszy mój Brygadzista. Zginął śmiercią tragiczną.Był to niesamowity Człowiek. Miał jakiś taki dar przekonywania i nawiązywania znajomości,że obcy ludzie po paru minutach rozmowy myśleli,że znają się z Nim od urodzenia.To właśnie z Nim po raz pierwszy wyjechałem do awarii przyczepy.Ci Forumowicze co przyjeżdżali do Sielpi, bądź nad Zalew w Miedznej Murowanej przypominają sobie małą miejscowść na trasie Opoczno- Żarnów.Jest to pierwsze parę domów za Opocznem- m. Wąglany. Tam to na ostrym zakręcie Klient zgubił koło. Urwał mu się wahacz w n126b.Była wtedy zima. Przyczepa została wciągnięta do gospodarza na podwórko. a Klient kontynuował swoja podróż.Wymiana zespołu, to był mój ,,chrzest bojowy''Na sporym mrozie spasować osiem śrub mocujących zespół jezdny, to niezłe wyzwanie.Nieźle wtedy zmarzłem. Gospodarz na którego teren wciągnięta była przyczepa tam mi współczuł,że na rozgrzewkę wyniósł butelkę alkoholu swojej roboty, którą to spożylismy wraz z nim. Brygadzista jako kierowca musiał się tylko oblizywać.
Drugim moim wyjazdem w teren był także kierunek Opoczno, tylko,że w kierunku na Radom. Było już wtedy znacznie cieplej.Klient z Warszawy jechał przez Opoczno w stronę Radomia.Po drodze urwał się wahacz.Klient zostawił przyczepę na jednym z leśnych parkingów i pojechał dalej. Gdy znalazł się w Warszawie powiadomił Niewiadów,że przyczepa bez żadnego zabezpieczenia znajduje się na parkingu przed taką,a taką miejscowością.Od razu w ten sam dzień wraz z Brygadzistą zostałem wysłany do tej przyczepy.Kiedyś nie było takiego złodziejstwa jak dzisiaj. Zastaliśmy przyczepę kompletną, ale w środku było trochę bałaganu.Ktoś wykorzystał ja do niezłej balangi.Puste butelki po alkoholu, ogólny syf. Jakby było mało, to na dodatek w środku przyczepy, na podłodze walały się pokrwawione damskie majtki i podkłady.Gdy wymieniłem zespół jezdny i podpieliśmy przyczepę do samochodu, Brygadzista zwrócił się do mnie: Mieciu, weź to wyrzuć :)
Ja wtedy młody chłopak postawiłem Mu się.Ja mam wyrzucić? Jak? a On powiedział ,,patyczkiem, patyczkiem'' Do dziś pamiętam te słowa i ubaw Kolegów jak opowiadałem .
Przyczepką sholowaliśmy do zakładu gdzie przeszła gruntowne porządki. Klient odebrał ja jak nówkę, czyściutką i pachnącą.
Każdy kiedyś w życiu odejdzie. Ważne jest aby po sobie zostawił miłe, dobre wspomnienia.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: środa, 18 listopada 2015, 09:09 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Zanim rozpocznę nowe opowiadanie, to zmuszony jestem dodać parę słów o tragicznie zmarłym Brygadziście.W czasie jednego z wyjazdów wykazał się niesamowitą pomysłowością.Wraz z jednym z pracowników serwisu wyjechał załatwiać reklamacje z terwnu Wrocław, Jelenia Góra i okolice.Niestety teleksem nie udało załatwić się rezerwacji ww hotelu.Wyjechali na zasadzie,,jakoś to będzie''Była dosyć mroźna zima, Gdy w jednym okręgu pozałatwiali sprawy, postanowili poszukać noclegu. Niestety brak było wszędzie wolnych miejsc.Wtedy to Brygadzista wpadł na genialny pomysł.Podjechał pod miejscową Komendę MO i tak bajerował,że milicjanci przenocowali Go wraz z Kolegą w...areszcie!
Nie było co prawda luksusów, bo zamiast łóżka była prycza z desek, ale było za to ciepełko!!!!Gdy tylko wrócili i opowiedzieli nam, to mieliśmy parę dni ubaw po pachy.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: środa, 18 listopada 2015, 12:10 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Dzisiaj będzie o tym jak zostałem...łamistrajkiem.Krótkie jesienne dni obfitujące w mgły przypomniały mi koszmarny wyjazd do Krakowa.Termin wyjazdu uzgodniony był z Klientami z ponad tygodniowym wyprzedzeniem.Części pobrane z magazynu i samochód przygotowany do wyjazdu.Klienci uprzedzeni telegramami o dniu i godzinach przyjazdu.Zawsze jednak, gdy wydaje się,że jest cacy okazuje się,że coś niespodziewanego wyskoczy.Okazało się,że od samego rana w dniu wyjazdu Dział Transportu zorganizował...strajk.Głównym postulatem były podwyżki dla kierowców.W tym dniu wszyscy kierowcy odmówili wyjazdów.Gdy zgłosiłem się do dyspozytora po kartę drogowa, oświadczono mi,że mi jej nie wydadzą, bo Dz.transportu strajkuje.Ja się uparłem,że wyjadę, bo Klienci czekają, a ja nie jestem żaden kierowca.Mnie transport nie rozlicza z czasu pracy. Wydają mi tylko kartę drogową, którą muszę dokładnie i czytelnie rozpisywać. Rozliczają mi tylko kilometry,zakupione przeze mnie paliwo i oleje, oraz ew. naprawy.Przepychanki trwały ponad dwie godziny.mało nie doszło do linczu:(
Gdy jednak ja i moje Kierownictwo przekonało dyspozytora, to okazało się że od godz 5.00 czeka pracownik dz. kooperacji celem wyjazdu do Krakowa aby odebrać 200 kilogramową formę po naprawie do wtryskarki.Gdy okazało się,że mój wyjazd dojdzie do skutku, to podłączono mi odbiór formy.Ja przygotowany byłem do wyjazdu samochodem osobowym,,Żiguli''kombi. Była ona bardzo mięciutka. Obawiałem się,że pod ciężarem 200 kilogramowej formy wprost się zarwie.Przypuszczam,że gdyby nie ta forma ( bardzo potrzebna do produkcji), to by mi nie wydali karty drogowej.
Ostatecznie z Niewiadowa wyjechaliśmy ok 10.00Zakład w którym regenerowano formę czynny był do godz 14.00 Musiałem trochę ,,poganiać''
P5acownik,który ze mną jechał, poprosił,żebym się zatrzymał na Osiedlu w Niewiadowie, bo musi sobie coś kupić w sklepie.Gdy wrócił do samochodu, okazało się,że kupił sobie...pół litra wódki.Gdy tylko wsiadł i ruszyliśmy, od razu przystąpił do konsumpcji.Tłumaczył się,że on nigdy wódki nie pije, ale dzisiaj bardzo się zdenerwował tym czekaniem,że musi wypić.Jak ja zobaczyłem,jak on z gwinta wali, to mówię sobie oho!Niezły z ciebie numer!Wybrałem drogę przez Olkusz. Może parę kilometrów dłuższa. ale o wiele szybsza. Prawie cały czas dwupasmówka,tylko od Olkusza chyba 38 km było wówczas jedno pasmo.Połykaliśmy kilometry.Samochód miał silnik Łady 1500, więc było czym depnąć.Pech dopadł mnie jak mineliśmy Olkusz .W jednej z miejscowości był dosyć długi stromy podjazd pod górkę. Trzeba było się nieźle bujnąć.Gdy wjechałem na górkę, okazało się,że czeka na mnie pan milicjant z radarem:( uż nie pamiętam jaką miałem szybkość, ale był ona znaczna powyżej dopuszczalnej. Pan milicjant zaproponował mi wysoki mandat.Wdałem się z nim w dyskusję.Wyjaśniłem,że Zakład stoi z powodu braku formy ;), że strajk w zakładzie , i takie tam duperele. trochę na litość, itd. Fakt faktem,że serce pana milicjanta zmiękło:) i utargowałem sporo kasy.Mimo tej niespodziewanej przerwy w podróży, po odbiór formy zameldowaliśmy się o czasie.Mój współpasażer też już zdążył opróżnić butelkę.Gdy wjechaliśmy na zakład, on poszedł załatwiać formalności, a ja sobie odpoczywałem:)Te formalności przeciągały się wyjątkowo długo.Kiedy zniecierpliwiony przedłużającą się nieobecnością ruszyłem na poszukiwania, okazało się,że mój pasażer wraz z jakimś swoim znajomkiem, obciągają następną butelkę.Koniec z końcem załadowano mi nieszczęsna formę za pomocą widlaka.Samochód siadł na sprężynach tak,że myślałem że opony będą tarły o nadkola.Nadeszła pora na załatwienie spraw reklamacji.Gdy je już załatwiłem,wtedy jak to późną jesienią zrobiło się ciemno. Ruszyliśmy do domu. Jako,że ostatnia sprawa załatwiana była u Klienta mieszkającego bliżej wylotu na Kielce niż na Olkusz, to wybrałem na Kielce, nawet ciesząc się,że będzie jakieś urozmaicenie. W jedna stronę tędy, z powrotem inną drogą.Gdy wyjechaliśmy dosłownie z granic miasta zaskoczyła nas gęsta mgła. Ciąg dalszy nastąpi kiedy indziej;)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: czwartek, 19 listopada 2015, 10:03 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Myślałem,że to tylko miejscowe zamglenie, ale okazało się, im bardziej oddalaliśmy się od Krakowa, to mgła bardziej gęstniała.Pasażer nawalony jak Messerschmitt, w pasy oczywiście nie chciał się zapiąć.Ja wzrok wysilałem tak,że miałem wrażenie,że oczy mam tuż przed zderzakiem samochodu. Radia w samochodzie nie było, bo zostało kiedyś skradzione .Nowego nie można było kupić, bo skradzione było na stanie.Podróż umilał wiec pasażer,który wciąż nadawał jaki to z jego szwagra pantoflarz, jak to on się boi swojej żony.Nadawał do czasu, gdy aż znużony ciężką pracą i dobrze spełnionym obowiązkiem pracownika usnął na siedzeniu pasażera na przednim fotelu.Ja oczywiście wcześniej odradzałem mu to miejsce, no ale z pijanym nie chciałem się szarpać.Nie patrzyłem na zegarek, nie wiem ile czasu trwała jazda do Kielc, które mineliśmy bez problemów.Za Kielcami mgła nie ustępowała, lecz powiedział bym,że raczej zgęstniała.Zastanawiające jest to,że od samego Krakowa do samych Kielc, nie mineliśmy się z żadnym samochodem.
Na pierwszy pojazd natknąłem się dopiero gdy minąłem Żarnów.O mało co doszło do tragedii. Jakiś baran pozostawił na poboczu drogi nie oświetloną naczepę załadowana stalowymi rurami.W takim miejscu,że naczepa blokowała część mojego pasa ruchu.Zauważyłem ją w ostatnim momencie.Chociaż prędkość miałem dostosowaną do warunków panujących, to i tak, przy depnięciu na pedał hamulca, mój pasażer spadł z siedzenia i zanurkował pod półkę.Tak się wcisnął między przedni fotel, a podszybie,że miałem problem później go wyciągnąć.Gdyby mnie posłuchał i przypiął się pasem, to oczywiście do tego by nie doszło.Po tym incydencie już nie protestował i sam się przypiął pasem.Ja natomiast zwiększyłem czujność i uwagę.Dzięki temu po paru kilometrach , w pewnej chwili wyczułem,że nie jedziemy po asfalcie, tylko po jakimś polu!Pamiętałem,że na tej trasie- Żarnów -Opoczno, jest parę zakrętów pod kątem prostym. Zatrzymałem samochód, wyszedłem, potarłem nogami, i oczywiście , okazało się,że stałem na polu!Wyjechałem na drogę, zmieniłem światła mijania na pozycyjne, i okazało się,że widoczność drogi była znacznie lepsza.Bałem się jednak,że ktoś jadący z naprzeciwka wpadnie na ten sam pomysł i wtedy zobaczymy się za późno.Zmieniłem światła na mijania, chociaż z powodu mgły byłem przez nie oślepiany. Pocieszało mnie tylko to,że do Opoczna już tylko parę kilometrów, póxniej już tylko ok 30, a później już dom.O przepraszam, zapomniałem o pracowniku, który spał w poczuciu dobrze spełnionego swojego obowiązku. Musiałem go odwieźć do Niewiadowa, to znowu tylko30 km, ale to aż!30 , po przejechaniu 250.Moje oczy mnie tak bolały, myślałem,że zamocowane są one na spręzynkach przynajmniej półmetrowych.Do Opoczna dotarliśmy bez przeszkód.Mgła nie folgowała.Gdy zobaczyłem tablicę z napisem TOMASZÓW MAZOWIECKI, to odetchnąłem z ulgą,że to wszystko się już zakończyło.W Tomaszowie pasażer jakby oprzytomniał.Gdy dojechaliśmy do Niewiadowa, zadysponował: -wracamy do Tomaszowa.Pojedziemy do ciebie ( znaczy mnie) zrobimy jakaś butelkę, bo na pewno w domu masz! Zatkało mnie. Powiedziałem;Ożesz ty orzeszku! Wypier. z samochodu! A on na to; A co powie moja żona? Jak ja się jej na oczy pokażę?Tutaj okazało się,że3 chyba nie szwagier był tym pantoflarzem , tylko on sam.Po chwili wymyślił,że nocować, to on będzie w Tomaszowie u swojej ciotki.Godzina była już bardzo późno. Ok 3.00, 4.00.Tym wkurzył mnie jeszcze bardziej. Jak miał ciotkę w Tomaszowie, to po co ja dymałem w takiej mgle tyle kilometrów???Pod blokiem w którym mieszkał,w grzeczny aczkolwiek stanowczy sposób pomogłem gościowi wysiąść z samochodu. Żeby się nie rozmyślił szybko odjechałem.Oczy odczuwałem jeszcze ze dwa tygodnie. Natomiast gdy gdzieś w biurowcu spotykałem swojego towarzysza podróży, to on zwykle odwracał głowę, tak jakby mnie nie poznawał, lub czegoś się wstydził:)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: wtorek, 24 listopada 2015, 10:14 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Dzisiaj, gdy tak się popatrzy naz ilość samochodów przemieszczających się po polskich drogach i miastach, to aż się nie chce wierzyć,że kiedyś był taki czas,że brakowało paliwa dla znacznie mniejszej ilości pojazdów.Ludzie aby wykupić swoje skromne miesięczne przydziały, musieli odstać kilka, kilkanaście, lub nawet dwie doby ( jak to zdarzało się we Wrocławiu)Wtedy ludzie byli bardziej uprzejmi, przyjaźni.Potrafili tak zorganizować sobie oczekiwanie,że dzielili się.Jedni szli do domu, natomiast inni przepychali, lub podjeżdżali samochodami aby w kolejce nie było przerw.Częściej jednak przepychali, bo żaden akumulator nie wytrzymałby tylu rozruchów.Władze też podejmowały działania.Np. W większych miastach, tam gdzie było kilka Stacji Paliw( CPN)dzielili ja tak,że jedne Stacje obsługiwały prywatnych właścicieli samochodów, a inne tylko samochody państwowe.Jeżdżący po Polsce mieli trochę utrudnione zadanie, ponieważ nie raz trzeba było szukać odpowiedniej stacji sprzedającej paliwo do samochodów państwowych.W innej nie dało rady zatankować nawet wtedy, gdy nie było nikogo pod dystrybutorem.
Tak więc jeżdżąc po kraju w ramach reklamacji napotykało się dodatkowe utrudnienie.
W Niewiadowie wówczas nie było jeszcze Stacji Paliw.Wybudowana ją trochę później.
Paliwo było jednak sprowadzane do zakładu. Pojazdy można było tankować w magazynie z art chemicznymi.Paliwo było w 200 litrowych beczkach.Za pomocą ręcznej pompy napełniano 10 litrowy wyskalowany pojemnik.Wtedy za pomocą lejka wlewało się paliwo do zbiornika.Takie tankowanie zabierało sporo czasu.Człowiek chcąc nie chcąc zawsze się benzyną pochlapał,także lepiej było to robić w ubraniu roboczym.Na pomysł zakupu kanistrów i wożenia w nich paliwa w trasę jeszcze nikt nie wpadł.
We Wrocławiu i okolicach było bardzo duże skupisko przyczep, chyba największe w kraju.Później Kraków, Katowice i cały Śląsk, Poznań.Nie wymieniłem Stolicy, która chyba wiodła prym.Gdy wyjeżdżało się do Wrocławia i okolic, to zawsze było tyle spraw,że brakowało tygodnia aby wszystkie je pozałatwiać.Podczas takiego wyjazdu do pokonania było tyle kilometrów,że zbiornik paliwa nie wystarczał, trzeba było tankować po drodze.
Właśnie wtedy wysłany zostałem do Wrocławia i okolic. We Wrocławiu oprócz kilku spraw reklamacyjnych miałem też i sprawy usługowe. Zakład Energetyczny we Wrocławiu zwrócił się do Niewiadowa o usprawnienie kilku przyczep.Naprawa miała polegać na wymianie zespołów jezdnych.Były to przyczepy dz. socjalnego.Były wypożyczane pracownikom Zakłady Energetycznego w celu indywidualnych wyjazdów.Wtedy akurat nie miałem nikogo do pomocy, byłem sam. Miałem do wymiany zespoły jezdne w pięciu przyczepach. Nie powiem, trochę się nagimnastykowałem, ponieważ dwa, lub trzy zespoły jezdne były starego typu.Miały długie wsporniki.Aby wcelować wszystkie osiem śrub, to trzeba było nieźle się napracować.Gdy już usprawniłem wszystkie pięć sztuk przyczep, zgłosiłem to kierownikowi , który zajmował się tymi sprawami.Gdy kończyliśmy papierkową robotę, zażartowałem sobie,że chętnie zatankowałbym w ich Stacji Paliw, która znajdowała się na terenie ZE, ponieważ w zbiorniku mam już opary paliwa, a do domu mam spory kawałek drogi.Sprawy z okolic załatwiłem na początku, wiec trzyma mnie tylko paliwo, a dokładnie jego brak.. Wtedy to Pan Kierownik, wziął mnie pod rękę, zaprowadził do Dyrektora, przedstawił mnie, powiedział,że wykonałem dobrą robotę naprawiając przyczepy. W zamian potrzebuje niewiele, tylko zatankować, ponieważ nie mam jak wrócić do zakładu. We Wrocławiu musiałbym stać w kolejkach dwie doby. Pan Dyrektor bardzo uprzejmy podniósł słuchawkę telefonu. Przywołał jakiegoś pracownika, któremu polecił zatankować mojego żuka .Ilość nie grała roli. Tankujący chciał mi nalewać we wszystkie możliwe naczynia jakie miałem, nawet w kieszenie :) Tankujący spisał sobie tylko numer karty drogowej.Rozliczenie nastąpiło miedzy zakładami.
Chciałbym dodać,że z uprzejmości Pana Dyrektora Zakładu Energetycznego we Wrocławiu, korzystałem jeszcze dwa razy.Nigdy mi nie odmówił. Gdy brakowało mi paliwa, podjeżdżałem do ZE, zgłaszałem się u Dyrektora, a On zawsze witał mnie z uśmiechem. :)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: czwartek, 26 listopada 2015, 23:36 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Zawsze sceptycznie odnosiłem się do apeli,w których nawoływano do zgłaszania się świadków wydarzeń sprzed kilku miesięcy, a nawet dłuższych okresów.Niektórym ludziom trudno było przypomnieć sobie co robili tydzień temu, a co pytać o miesiące.Tak samo jak pokazując czyjąś fotografię pytano się,czy ten człowiek był widziany w tym i tym miejscu, tego i tego dnia.Uważałem,że takie apele nie mają sensu.
Zmieniłem jednak zdanie , gdy wysłany zostałem wraz z Kolegą do Krakowa.Razem bardzo rzadko jezdzilismy z tego powodu,że Kolega posiadał zezwolenie dyrekcji na prowadzenie zakładowych pojazdów i tak jak ja jeździł po Polsce.Tak się złożyło,że oprócz reklamacji dołożono nam jedną sprawę związana z zaopatrzeniem. Mieliśmy przywieźć z jednej Spółdzielni jakiś komponent do produkcji specjalnej.Tak się akurat złożyło,że to ja byłem za kierownicą, gdy podjechaliśmy pod Spółdzielnię.Tam okazało się,że Kolega musi zaczekać na zewnątrz, bo to wielka tajemnica.Wjechać może tylko kierowca.Ja wjechałem, a Kolega spacerował w tą i z powrotem wdychając zapachy z pobliskiej fabryki czekolady, chyba (Wawel)Nie pamiętam jak długo trwały formalności i załadunek, ale gdy wyjechałem, to Kolega był niedaleko.Wskoczył do samochodu i wróciliśmy do Niewiadowa.
Tak się jakoś złożyło,że po roku czasu znowu dwaj pojechaliśmy na reklamację do Krakowa.
Gdy weszliśmy do mieszkania pewnej Klientki, Ona popatrzyła uważnie na mojego Kolegę, i powiedziała: Ja Pana znam! Ja Pana już widziałam!.Ja i Kolega zbaranieliśmy. Kolega powiedział; proszę Pani, ja jestem pierwszy raz w Krakowie.Na to Klientka: Nieprawda! Ja Pana widziałam w dniu takim, a takim, o tej i tej godzinie. Chodził Pan w tą i z powrotem z głową podniesioną do góry.Gdy powiedziała,że było to w okolicach fabryki czekolady, to nam pamięć wróciła.Okazało się,że Pani ta pracowała gdzieś w pobliżu i przez okno zauważyła Kolegę spacerującego w tą i z powrotem jak wdychał zapachy z fabryki czekolad.Co więcej Pani ta potrafiła zapamiętać i rozpoznać Kolegę po roku! od zdarzenia.
Tak więc od tej pory uważam,że takie apele, to niegłupia sprawa,zawsze można trafić na taką osobę jak nasza Klientka, potrafiącą zapamiętać, a później pomóc apelującym.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: czwartek, 3 grudnia 2015, 12:34 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Zbliża się zima.
Chyba najbardziej nielubiana pora roku przez kierowców.Dzisiaj jednak kierowcy mogą poruszać się po autostradach i drogach ekspresowych na których bezpieczeństwo jazdy jest nieporównywalne w stosunku do dróg jedno jezdniowych.Kierowcy dysponują również oponami zimowymi o których za PRLu nikt w Kraju nie słyszał. O ABSach nie wspomnę.Klienci, nabywcy przyczep , przyczepy kupowali przez cały rok. Przez cały rok słali również reklamacje.Zgodnie z ówczesnym prawem, zakład musiał reagować w odpowiednim terminie.To wszystko przyczyniało się,że w celu usunięcia usterek serwis fabryczny musiał dojechać bez względu na porę roku i warunki drogowe.
Ciężko się jeździło, chyba,że niewielkie odległości. Gdy jednak zachodziła potrzeba pokonania ok.550 km, to już było wyzwanie.Tyle właśnie trzeba było pokonać kilometrów, aby dojechać z Niewiadowa do Szczecina.Gdy na drodze nie było jeszcze opadów śniegu, to istniała taka złudna nadzieja,że droga jest ok. Tak było podczas jednego z wyjazdów , bardzo późną jesienią do Szczecina.Przed wyjazdem zakładowi mechanicy samochodowi, dokonali mi regulacji układu hamulcowego.Śnieg jeszcze nie sypnął. Droga w świetle reflektorów była czarna.Nikomu nie muszę przypominać,że o takiej porze wcześnie zachodzi słoneczko i robi się ciemno.Całą drogę z Niewiadowa, utrzymywałem prędkość ,,ekonomiczną''.Dla mojego Żuka wynosiła ona w granicach- 70-80 km/h.Wtedy nie było przepału, a wręcz odwrotnie. Coś tam zostawało w baku. :) Gdy do Szczecina pozostało mi ok 30 km, to po pokonaniu jednego z zakrętów zauważyłem,że coś się dzieje na drodze.Droga została zablokowana przez pojazdy jadące z jednej jak i drugiej strony. Kto miał, to włączał światła awaryjne.Gdy podjechałem bliżej, to zauważyłem w rowie, między jezdnią, a nasypem kolejowym ( wzdłuż drogi biegły tory kolejowe) leżący na dachu samochód osobowy.Kierowcy, którzy się zatrzymali stali obok i debatowali.Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to to,że jakiś wypity gościu trochę przeszarżował, no i znalazł się tam, gdzie się znalazł.
Gdy zatrzymałem bez żadnych problemów samochód, to niczego nie podejrzewałem.Natomiast jak tylko wyskoczyłem z samochodu, to natychmiast zrozumiałem przyczynę dla której ten samochód dachował i znalazł się w rowie.Dobrze,że jedną ręką trzymałem się łokietnika na drzwiach, a drugą ręką siedzenia kierowcy, dlatego też nie wywinąłem ,,orła''Zatrzepotałem tylko w powietrzu nogami. Okazało się,że nawierzchnia drogi, w świetle samochodowych świateł- czarna i sucha, była w rzeczywistości taflą lodową.Spowodowały to duża wilgotność i ujemne temperatury.Za pomocą kierowców, bez problemów wyciągnęliśmy samochód z rowu i postawiliśmy na kołach. Gdy to uczyniliśmy, to w tym samym czasie zza zakrętu wypadł jakiś następny osobowy. Gdy zobaczył,że coś się dzieje, to spanikował.Ostro depnął po hamulcach .Zaczęło go nosić po drodze. W rezultacie wylądował w rowie w tym samym miejscy, co ten przez nas wyciągnięty.Ale facio miał szczęście. Ekipa wyciągaczy jeszcze się nie rozjechała i parę chwil wystarczyło,żeby go, a właściwie ich wyciągnąć.Ich, ponieważ ten Pan podróżowął z Małżonką, która na skutek wjechania do rowu wpadła w histerię. Zaczęła niemożebnie głośno i piskliwie krzyczeć tak,że Mąż nie mógł jej baaardzo długo uspokoić.
Zdarzenie to jednak nauczyło czegoś świadków.Odległość ok 30 km jaka dzieliła od miejsca wypadku do Szczecina, pokonaliśmy w około godziny. :)
Po przyjeździe do Niewiadowa podziękowałem mechanikowi regulującemu układ hamulcowy.Od tamtej pory, tylko On się tym w moim Żuku zajmował.
Polubiłem jazdę w zimę. Szczególnie, gdy po opadach śniegu sytuacja na drogach była już opanowana, a drogi były czarne. Śnieg na poboczach i polach powodował to,że jazda nocą była przyjemnością.Aby jednak nie przedobrzyć, to często sprawdzałem nawierzchnię drogi, czy to przez hamowanie samochodem- czy koła zablokowane się nie ślizgają, czy też pocierając nogami o asfalt. :)
Być może kto się będzie z tego śmiał, ale takie właśnie prymitywne metody uchroniły mnie i pozwoliły na przepracowanie 15 lat.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: poniedziałek, 7 grudnia 2015, 15:23 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Chciałbym opisać dwie historyjki o tym jak znaleźliśmy i jak nie znaleźliśmy Klienta pod podanym adresem.Pierwszy przypadek, to było dotarcie do Klienta ze Słupska, którego Żona
chora na schizofrenię zamieszkiwała sobie w przyczepie w środku lasu nad jeziorem w m. Dretyń.Zamieszkiwała od początku wiosny, do późnej jesieni.Reklamacja dotyczyła przecieków wody prawym bocznym oknem.
Mam wrażenie,że opisywałem to,lecz mimo,że parę razy sprawdzałem nie mogłem tego znaleźć w ,,moich opowieściach''Gdyby to wrażenie było dziełem mojej wyobraźni, to moze kto napisze i da mi znać. na razie opiszę drugie zdarzenie.
Nie chciałbym po parę razy opisywać tego samego i zyskać przydomka sklerotyka. :)
W jeden z wakacyjnych dni, do Dz, Reklamacji wpłynęło pismo od Klienta, górnika, który reklamował zespół jezdny. List wysłał, jak jechał na wypoczynek.Swój adres podał-,,Skępe nad jeziorem''
Nie wiem po jakim czasie od wpłynięcia reklamacji zostałem wysłany wraz z inspektorem d/s reklamacji, ale obecność inspektora zdejmowała ze mnie wszelką odpowiedzialność jeżeli chodziło o formalności i podjęte decyzje.
SKĘPE
Skępe – miasto w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie lipnowskim, siedziba gminy miejsko-wiejskiej Skępe. Położone na Pojezierzu Dobrzyńskim. Od 1937 przez miasto biegnie linia kolejowa Toruń-Nasielsk. W latach 1975-1998 miasto administracyjnie należało do woj. włocławskiego.

Po dotarciu do tej miejscowości okazało się,że w okolicy są... trzy jeziora :(
Cały dzień zszedł nam na objechaniu wszystkich trzech, ale na żadną przyczepę nie trafiliśmy. Pytaliśmy każdego, biwakujących w namiotach, sprzedawców w sklepikach, nawet milicjantów na posterunku MO :) , ale nikt nam nie potrafił udzielić właściwej odpowiedzi.Gdy mieliśmy już dosyć, to trafiliśmy na biwakujących z namiotem, obok których biwakował z przyczepą poszukiwany przez nas górnik.Podobno znudziło mu się miejsce i wyjechał poszukiwać innego.przyczepę usprawnił sobie prawdopodobnie w Katowicach, gdzie dosyć sprawnie działały dwie prywatne autoryzowane Stacje Obsługi Przyczep.
Gdyby nie inspektor, to być może miałbym zarzuty, że w tych poszukiwaniach słabo się starałem :)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: środa, 9 grudnia 2015, 12:07 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Opiszę teraz jak znalazłem Klienta ponad 100 km od miejsca zamieszkania.
gdybym już kiedyś opisywał tą historię, to proszę Henia o usuniecie tego postu.Z tym Heniu nie powinien mieć problemów, bo chyba się już wprawił w usuwaniu ;)
Klient ze Słupska zareklamował przeciek wody bocznym prawym oknem w przyczepie N126E.Zostałem wysłany wraz z Kolegą. Była to jedyna reklamacja jaką mieliśmy załatwić podczas tego wyjazdu.Przed wyjazdem wysłany został telegram o naszym przyjeździe.Do usunięcia przecieku przygotowaliśmy się na każdą okoliczność. Pobraliśmy nowe okno boczne, nową uszczelkę,nowy klin, oraz uszczelniacz. Nie pamiętam, czy to już wtedy stosowany był silikon, czy też mastyks.Po przyjeździe do Słupska, pod wskazanym adresem nie zastaliśmy nikogo, ani żadnej wiadomości od Klienta dla nas.Sąsiedzi również nie potrafili nic powiedzieć, jedynie uzyskaliśmy od nich wiadomość,że Klient pracuje w Pogotowiu Ratunkowym jako kierowca.Gdy tam podjechaliśmy dowiedzieliśmy się,że Klient ma dwa dni wolnego.Więcej wiadomości mógł nam udzielić inny kierowca z którym nasz Klient się kolegował. Kierowca ten jednak miał wyjazd a powrót był przewidziany za parę godzin.
Czekaliśmy cierpliwie aż się po paru godzinach doczekaliśmy.Okazało się,że Klient swoją przyczepę trzyma w lesie nad jeziorem leżącym niedaleko miejscowości Dretyń.Od Słupska było to ok 100km.Z uwagi,że była to nasza jedyna sprawa, postanowiliśmy Klienta odszukać.Niedaleko Dretynia wzięliśmy na stopa Pana leśniczego w mundurze.Nie potrafił nam jednak wskazać, jak dojechać do miejsca biwakowania.Wiedział,że w jego lesie taka przyczepa się znajduje, Nadleśnictwo postawiło nawet toaletę, ale on sam dokładnie się nie interesował. Podsunął nam jednak pomysł,żeby o informacje poprosić bawiące się nieopodal dzieci. To był strzał w dziesiątkę!Dzieci nie tylko wiedziały, ale zaofiarowały sie nas poprowadzić! :) Żeby nie wyróżniać i nie dzielić dzieci, zgarnąłem je wszystkie jakie akurat tam przebywały.Dzieci jak mnie zaczęły prowadzić po leśnych ścieżkach i duktach, to myślałem,że przyczepy nie znajdę,a z lasu chyba nie wyjadę.Dzisiaj myślę sobie,że dzieciaki chciały sobie trochę pojeździć po lesie :) W okolicach jeziora teren był podmokły. Wszelkie dróżki i dukty były ledwo przejezdne, pełne błota i wielkich kałuż.
W końcu jednak dojechaliśmy do przyczepy. Wielkie było zdziwienie naszego Klienta.
Do wieczora było jeszcze parę godzin, więc od razu wzięliśmy się za robotę.Gdy tylko zdążyłem wymontować boczną szybę, to Żona Klienta zaczęła głośno płakać i krzyczeć; ,,zepsuł pan mi mój domek!'', mało co się na mnie z pięściami nie rzuciła.Klient mówił,żeby nie zwracać uwagi, bo Zona jest chora na schizofrenie, dlatego też jako terapia stosowana jest przebywanie w samotności na łonie natury.Klient pracował tak jakoś,że po dniu pracy miał dwa dni wolne. Wtedy to dojeżdżał do Żony. Jak wole się kończyło, to dojeżdżał do pracy.Tak Ci ludzie żyli od czasu, gdy tylko się ciepło zrobiło, do późnej jesieni.Wtedy jeszcze trumy nie były znane :)Późną jesienią wracali do Słupska. Gdy Pani była sama, to zbierała i suszyła grzyby.Zbierała jagody i inne owoce leśne.Potrafiła zaprzyjaźnić się dzikimi zwierzętami. Dzikie łabędzie, to z Jej rąk chleb jadły.Klient nie dostąpił tego zaszczytu.
Naprawa przyczepy przebiegła bardzo szybko.Najwięcej czasu zajęło zagotowanie wody w ognisku do zmiękczenia klina :) Mieszkanka przyczepy odzyskała humor i już się na nas nie boczyła.Niewyraźną minę miał natomiast Jej Mąż, gdy przy wspólnej kolacji zaczął się tłumaczyć,że nawet nie ma nas czym ,,poczęstować'' ponieważ Go bardzo zaskoczyliśmy. Okazało się,że Klient nie doceniał chłopaków z serwisu Niewiadowa.Na stoliku znalazła się połówka monopolowej :D Potwierdziło się polskie przysłowie,że ,,kto ze sobą nosi, nikogo się nie prosi'' :D




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: środa, 9 grudnia 2015, 14:09 
Admin
Avatar użytkownika



Dołączył(a): wtorek, 9 grudnia 2014, 19:42
Posty: 6982
Obrazki: 1391
Lokalizacja: Jestem z miasta
Mietku , może i było . Nic jednak nie będę usuwał bo lubię czytać Twoje opowieści :)




_________________

Kontakt tylko poprzez
Obrazek

Do zobaczenia na trasie

W trasie z przyczepą:

Rok 2024 Powoli zaczynamy ..........
Rok 2023 Będzie bardzo trudny karawaningowo
Rok 2022 zaczynamy.........
Rok 2021 - 4150 km
Rok 2020 - 4120 km
Rok 2019 - 7,060 km
Rok 2018 - 10,500 km




 Zobacz profil  
 
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 199 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 15 16 17 18 19 20  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE! (C) 2015 © 2007 phpBB Group
WŁASNOŚĆ (C) NIEWIADOWKI.PL