No cóż Darku - w każdym z nas /no, może prawie w każdym/ znajdzie się kawałek prehistorycznego człowieka, który - jak wiadomo - miał zaprogramowanego niespokojnego ducha mobilnego. W końcu z zasiedlania coraz nowych terenów zrodziła się głównie cywilizacja. Ten atawistyczny nomad budzi się od czasu do czasu i powoduje tęsknotę za pełną wolnością. Ale we współczesnych czasach pełna wolność nie istnieje. Ze wszystkich stron ograniczają nas - a to przepisy, a to obyczaje, a to uprzedzenia. Nasz nomada też nie jest całkowicie wolnym człowiekiem - musi przestrzegać wielu ograniczeń, musi kontaktować się z cywilizacją czy też korzystać z cywilizacyjnych udogodnień. My - niestety - jesteśmy już za starzy na całkowite zerwanie z praktykowanym sposobem życia - i nie mówię tu o wieku metrykalnym tylko psychicznym Przyzwyczailiśmy się do wygodnego trybu życia jakie prowadzimy, chociaż nie powiem - od czasu do czasu budzi w nas się zew wolnego człowieka i wtedy na ogół zaczepiamy nasze "budki" i jedziemy gdzie oczy poniosą w miejsca dzikie i blisko natury. Warunkiem dzikości miejsca jest dostęp do prądu, WC, prysznica, blisko sklep i wodopój /a raczej wódkopój
/, dobrze, żeby było zadaszone miejsce na posiedzenie i konsumpcję oraz blisko jakaś woda. Często wybieramy wtedy a to Tumlin, a to Bolmin, a to Gawrę Miśków - czyli pełną dzikość
Poza tym trzymają nas na uwięzi dzieci lub wnuki, którym chcielibyśmy zapewnić jak najlepszą przyszłość - więc jak widać jesteśmy takimi ptakami zamkniętymi w klatce okoliczności.
Poza tym urodziliśmy się w niewłaściwym czasie zamknięci w ciasnych granicach kraju i gdybyśmy wówczas chcieli wyruszyć na włóczęgę żeby lepiej poznać świat, to wylądowalibyśmy w więzieniu albo w psychiatryku. Współcześnie młodzi ludzie mogą prowadzić tryb życia jaki im odpowiada, mogą spełniać swoje fantazje i pragnienia. Córka moich przyjaciół wraz ze swoim chłopakiem - oboje niewiele więcej niż po dwadzieścia lat - zebrali się w sobie, wrzucili do plecaków trochę ciuchów, wzięli ze sobą garstkę pieniędzy /naprawdę niewiele/ i wyruszyli na zwiedzanie świata. Zwiedzili całą Europę, obie Ameryki, zawadzili też o Afrykę i w końcu wylądowali w Australii. Po drodze kiedy potrzebowali uzupełnić portfel pracowali dorywczo i po zarobieniu kilku pieniążków - wędrowali dalej. Bardzo Im zazdroszczę. Najbardziej jednak spodobała Im się Australia, toteż zarzucili tam kotwicę na dłużej i chyba tam już zostaną. Czy na zawsze - tego nie wie nikt. Ale na kilka/kilkanaście lat na pewno, bo mają teraz dwójkę dzieci, a z takim drobiazgiem to tylko Cyganie potrafili wędrować i to w dużej grupie. Zresztą - dziś prawdziwych Cyganów już nie ma... Jest dokładnie tak, jak w piosence Rodowiczki. Tyle tylko, że od czasu do czasu budzi się w nas nomada i namawia do włóczęgi bez żadnych zobowiązań. Ale cóż, rzeczywistość skrzeczy...
Jeśli chcielibyśmy naprawdę porzucić cywilizację - np na emeryturze - to powinniśmy kupić dzielny jacht morski i wyruszyć na prawdziwą żeglarską przygodę omijając sztormy i szkwały. To jest prawdziwa wolność, ale nie każdy lubi tylko i wyłącznie widok morskiej wody przez kilka/kilkanaście dni, potem port dwa-trzy dni i dalej na morze. Tak można zwiedzać świat i żyć właściwie poza cywilizacją. Aż do porządnego sztormu kiedy okaże się, że nasz jacht jednak taki dzielny nie jest, a i umiejętności nie dostają do warunków. I wtedy sprawdza się stare żeglarskie powiedzenie, że są odważni żeglarze i starzy żeglarze, ale nie ma starych, odważnych żeglarzy... Chociaż to też nieprawda.