Do dzisiaj pamiętam pewien wyjazd do Przemyśla do przyczepy N126N. Wtedy to enki dopiero wchodziły do produkcji, a usterki zgłoszone były tak błache,że az śmieszne. Dopiero później zrozumiałem,żezgłoszona reklamacja miała inny cel niż naprawę przyczepy.
Właścicielem enki okazał sie mieszkaniec Przemysla w średnim wieku. Tak jakoś od pierwszego wejrzenia nie wzbudził we mnie zaufania. Dużo dawały mi do myślenia jego wręcz natrętne pytania dotyczące tego, iż znając budowę przyczepy, gdzie bym ukrył coś,co chciałbym przemycić za granicę Polski. Wtedy to były takie czasy,że ktoś, kto był obrotny, to wczasy spędzał za granicą, w jakimś atrakcyjnym miejscu i kraju, a wracając do Polski na takim wyjeździe zarabiał, tak,że wczasy miał za ,,darmo''
Tak żyli wtedy ludzie. Dlatego też m.in. kupowali niewiadowskie przyczepy.Pytania klienta z Przemysla tak zaciekawiły mnie , że to ja z kolei zacząłem dociekać, czy to klient ma zamiar bawic się w przemytnika.Pytał m.in. gdzie pochował bym np. duże paczki papierosów.Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się,że prawda jest wręcz przeciwna, Klient okazał się CELNIKIEM! pracującym w Medyce
Dzięki mnie chciał dowiedzieć się jak najwiecej o budowie przyczepy i wolnych, niewidocznych miejscach, które ludzie mogli wykorzystywać na schowki
O! tutaj sie trochę spieniłem
Wmawiałem temu celnikowi,ze miejsc na schowki raczej nie ma, lub ja nie mam o tym pojęcia
.Ten urzędas komuny pomylił się myśląc,że ja pomogę mu w gnębieniu ludzi oszukiwanych przez swoje państwo
Tak więc przebiegły celnik nic się nie dowiedział, a myślący turyści zarabiali na zagranicznych wyjazdach
Tak w ogóle, to Przemyśl zapamietałem z trzech wyjazdów.Pierwszy wyjazd, to wyjazd do sprawy ( z kier.Ds. Reklamacji) w sprawie do której interweniowała Telewizja Polska
, drugi wyjazd do celnika, a trzeci to taki w ,którym po roku poszukiwań po całej Polsce w Przemyslu zakupiłem ,,męski ''nocnik dla mojego Synka
Kierownik, który wybrał się ze mną do Przemysla wyjaśnić i załatwic reklamację był w sumie dobrym człowiekiem. Taki co to nikomu nie pomoże i nikomu nie zaszkodziWadą Jego było to,iż uważał,że my i tak za dużo zarabiamy.
Nie chciał płacić nadgodzin, które wykazywaliśmy na wyjazdach, dopuszczał,że pracujący w biurze doprowadzali do bałaganu w papierach, tak,że niektóre pisma reklamacyjne chowane po różnych szufladach odnajdywane były po miesiącach, a zdenerwowani klienci wciąż pisali nowe, na które nie było odzewu.Właśnie TVP interweniowała w sprawie reklamacji zgłoszonej ponad dwa lata!!!!!!wcześniej.TV żądała wyjaśnienia sprawy i powiadomienia Telewizji o załatwieniu
Ze względu na powagę sprawy Dyrektor zlecił, aby to Kierownik Reklamacji osobiscie jechał i tak załatwił, aby Klient był zadowolony a TV juz więcej nie interweniowała.Z Zakładu wyjechaliśmy dosyć późno.Mimo,że jechaliśmy szybką Żiguli, to do godziny 15 nie zdążyliśmy dotrzeć na miejsce.W czasie jazdy w rozmowie poruszałem temat nadgodzin.Kierownik był nieugięty.Uważał,że sprawę załatwia suma z wypłaconej dobowej delegacji.W takim razie ja postanowiłem uzyć podstępu
Gdy mineła godzina 15.00, czyli osiem godzin mojej pracy, podjechałem pod pierwszy spotkany hotel.Zdziwiony Kierownik zapytał po co?
Odpowiedziałem,że na dzisiaj juz koniec pracy, bo mineło mi juz 8 godzin
Kierownik zaczął się ciskać. Mówił; jak to Panie Mietku, do wieczora jeszcze kawał czasu, a Pan juz nie chce jechać? A ja wtedy mówię; Jak Pan zapłaci nadgodziny, to będę pracował dalej
Ale się wił! Kombinował, a ja dalej swoje. W końcu zrozumiał,że na wyjeździe, to jest rzeczą niemożliwą, aby pracować tylko 8 godzin, bo by tygodnia brakło.W końcu dotarlismy do Klienta. Dobrze,że to Kierownik poszedł rozmawiać, bo Klient normalnie Go wygonił! i nie chciał z Nim rozmawiać.
Słyszałem tylko jak wykrzykiwał,że trzeba było przyjechac dwa lata temu
Wrócilismy do Niewiadowa z niczym. Nie wiem jak ta sprawa się zakończyła, co napisano Telewizji
Z tego wyjazdu jedynie ja i moi Koledzy odnieśli korzyść.Od tego czasu Kierownik bez mrugnięcia okiem podpisywał wszystkie wnioski na nadgodziny