W jednym z wątków Mariusz zamieścił zdjęcie zaklinowanego samochodu w wąziutkim przejściu? uliczce? między domami.
Wydawało by się,że taka sytuacja jest chyba niemożliwa, wyreżyserowana.Dopiero po jakimś czasie skojarzyłem sobie,że mnie także spotkała taka sytuacja. Tylko ja zaklinowałem się od ,,góry''
Było to we czesnych latach 80.Nie pamiętam już, czy sprawy reklamacyjne załatwiałem w Radomsku, czy też tylko przez Radomsko przejeżdżałem.W każdym razie musiałem przejechać przejazdem pod torami kolejowymi.Widząc przejeżdżające przede mną Żuki oraz Nysy, wcale się nie zastanawiałem czy ja nie będę miał jakiś kłopotów.Zdziwiłem się bardzo, gdy w połowie tunelu coś zazgrzytało i samochód się zatrzymał
Okazało się,że się zaklinowałem!!!
Powodem tego było to,że mój Żuk wyższy był niż inne Żuki, ponieważ miał zamontowany kołnierz wywietrznika dachowego przyczepy N126E oraz zakrycie, tzw.,,czapę'' Nie pamiętam już, w jaki sposób stamtąd wyjechałem, w każdym bądź razie po powrocie do zakładu musiałem wymienić zakrycie, ponieważ było tak sfatygowane,że nie nadawało się do użytku
Na terenie zakładu ze zdobyciem takich elementów nie było żadnych problemów.
W chwili gdy pisze te słowa, przypomniała mi sie jeszcze inna sytuacja w której główną rolę grało zakrycie wywietrznika od 126E.
W latach 80 jakiś ,,cfaniaczek'' z Warszawy wymyślił,żeby zakłady były tylko od produkcji, a od sprzedaży były specjalnie powołane przedsiębiorstwa zarządzane oczywiście przez Dyrekcje z Warszawy.Tak powstała firma ,,Przedsiębiorstwo-Techniczno-Handlowe PTH Predom-service''Warszawa, z dyrekcją w Warszawie. Firma urzędowała przed Zakładem w Niewiadowie, w Pawilonie wybudowanym przez Zakład!. Zajmowali się tylko sprzedażą naszych wyrobów i z tego mieli niezłą kasę. Jak mi się o uszy obiło, to podobno 10% od ceny detalicznej. Takie to były czasy! Nic nie robić, tylko kase zbierać.
Pracownikami tej firmy, byli dawni pracownicy Zakładu, to dot. zarówno Kierownictwa, jak i innych pracowników.
Tyle jeżeli chodzi o wstęp.
Pewnego razy wypadł nam wyjazd do Warszawy.Gdy o tym dowiedzieli się z kierownictwa PTH, postanowili sie z nami zabrać aby pozałatwiać swoje sprawy w Stolicy.Najważniejszą, było dostarczyć zakrycie dachu N126 jakiemuś ważnemu Dyrektorowi z PTH.
Można było się posikać ze śmiechu jak dopieszczali to zakrycie. polerowali, słowem lśniło jak psu coś tam...Jako środek transportu została wytypowana Żiguli. Nie wypadało bowiem, aby Kierownictwo do Stolicy tłukło się jakimś Żukiem...
Żiguli, to był kombiaczek, bagażnik zamontowany na dachu składał się z dwóch normalnych bagażników.Zakrycie musiało być przewożone właśnie na nim, ponieważ nie było innej możliwości.Wraz ze mną jechały 4 osoby- 2 z PTH oraz ja z Kolegą. Jako,że przewóz zakrycia nie wchodził do moich obowiazków, to oświadczyłem Kierownikowi PTH,że owszem wezmę zakrycie jak oni to zakrycie wrzucą na bagażnik i zabezpieczą.Do zabezpieczenia wybrali Kolegę, który zdobył uprawnienia kierowcy w wojsku.Ten sam, który kiedyś wymył ręce w mastixie- substancji uszczelniającej okna przyczep.Ja się do zabezpieczania wogóle nie dotykałem. Kolega omotał to zakrycie przewodem elektrycznym jaki stosowany był we wiązkach przyczep.
Z Niewiadowa wyjechaliśmy dosyć późno. Ci z PTH umówieni byli ze swoim Dyrektorem na jakąś określoną godzinę,więc cały czas mnie poganiali
Droga do Warszawy była bardzo dobra. Gdy tylko po ok 12 km dostaliśmy się na trasę, którą zawdzięczamy Gierkowi, to mogłem przyspieszyć, ale tego nie zrobiłem. Uważałem,że 120km/h, to spokojnie wystarczy. Niestety ci z PTH byli bardzo niecierpliwi
Cały czas poganiali tylko ,,szybciej Panie Mietku, szybciej!''Gdy mi się to już znudziło, to depnąłem na pedał gazu. Nie pamiętam jaką miałem prędkość na liczniku, gdy poczułem i usłyszałem szarpniecie i huk!We wstecznym lusterku zobaczyłem fruwające zakrycie jak opada na asfalt i rozlatuje się
Przewody którymi omotane było zakrycie pękły jak nitki
Dobrze,że wtedy nie było takiego ruchu jak teraz. Na całe szczęście nikt za nami nie jechał. Gdy na wstecznym podjechałem w okolice upadku zakrycia okazało się,że przedstawia ono obraz nędzy i rozpaczy
Szefowie PTH jacyś bladzi się zrobili, stracili całkiem humor
Postanowiliśmy szczątki zakrycia schować w pobliskim lasku, aby w drodze powrotnej zabrać celem rozliczenia się przepustkami w Zakładzie.Narzucaliśmy gałęzi, wydawało się,że dobrze zamaskowane było, lecz w drodze powrotnej okazało się,że ktoś wytropił pogrzebane zakrycie i zabrał. Do czego mu się to przydało, to do tej pory nie wiem, chyba wykorzystał tylko podnośniki krzyżakowe. Brakiem części , które miały wrócić do zakładu martwili się z PTH, ponieważ ja nie chciałem,aby moje nazwisko figurowało na przepustce wyjściowej.
Ja zdobyłem nowe doświadczenie,że pośpiech jest wskazany tylko do łapania pcheł:)