Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 199 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 12 13 14 15 16 17 18 ... 20  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: poniedziałek, 6 lipca 2015, 13:35 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Widzisz Heniu, robota może i fajna, ale te ciągłe dojazdy, to dawały się we znaki.Do pracy i z pracy woziły nas samochody PKS. Jak kto się spóźnił na przystanek pół minutki, to do pracy spóźniał się około godziny :( , chyba,że łapało się TAXI.Ale wtedy, to było tak,jakby dniówkę za darmo się przepracowało.Jeździć swoim samochodem też się nie opłaciło, chyba,że się zaspało. lub jechało w delegację z której przypuszczalny powrót był o takiej godzinie,że już żadnego autobusu liniowego nie było.Zresztą z pod zakładu był tylko jeden autobus o godz. 20.00
Powrót w godzinach późniejszych groził spacerkiem do Ujazdu( ok 2 km) Tam łapało się okazję, bądź autobus relacji Łódź- Tomaszów Maz
Tak sie składało,że niedaleko przystanku PKS w Ujeździe, znajdowała się wspomniana w poprzednim poście knajpa zwana restauracją.W niej to po dwukilometrowym spacerku można było
przepłukać gardziołko po kurzu.Gdy trafiło sie na ucztujących znajomych, to można było wypić coś mocniejszego. :)
Takie to były atrakcje Heniu.W dzisiejszych czasach knajpa, która dawniej dobrze prosperowała, stoi chyba zamknięta na cztery spusty :(




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: czwartek, 16 lipca 2015, 08:40 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Człowiek ma taką naturę,że jak są upały, jest gorąco, to mu się chce pić.Właśnie upału wyzwoliły u mnie wspomnienia jak to pracując w zakładzie zamkniętym, o dosyć ostrym rygorze , można było się napić alkoholu. Za komuny nie był to jakiś poważny występek, dosyć hucznie obchodziło sie imieniny oraz święta, szczególnie Wigilię.Do tradycji weszło,że na Wigilijne posiłek w pracy nie mogło zabraknąć świeżo pieczonego karpia.W naszym dziale pracowały również Kobiety, które sprawami kulinarnymi potrafiły sie zająć.Problem mógł być z wniesieniem alkoholu na teren. My jednak mieliśmy trochę ułatwione zadanie. Gdy wracaliśmy z delegacji, można było wwieźć co nieco.Tak samo w czasie pracy mogliśmy wychodzić na zewnątrz na zakładowy parking- w celu np. oględzin reklamowanych przyczep, bądź później ich z holowania do zakładu.Nieraz jednak bywało i tak,że musieliśmy się uciekać do innych sposobów zaopatrzenia. :)
Na terenie zakładu były dwa sklepiki spożywcze GS-u. Gdy zachodziła potrzeba zorganizowania jakiejś butelki, to mówiło sie znajomej sprzedawczyni, że potrzebujemy np. butelkę, lub dwie. Ona zaś dzwoniła na zewnątrz, do kierowcy, lub konwojenta, który codziennie przywoził pieczywo, lub towar. Oni wraz z towarem dowozili nam na miejsce.Z czasem opracowany był także szyfr, gdy zamawiało sie telefonicznie.Mówiło się,że potrzeba pół kilo- 1 butelka, lub kilo- 2 butelki, czegoś tam- jakiegoś produktu.
Do tradycji wszedł zwyczaj,że w przedzień Wigilii Dyrektor chodził po zakładzie, po wydziałach i składał załodze życzenia.Pewnego razu, gdy już zasiedlismy do świeżo smażonego karpika, na biurku stały dwa koniaki- zapłata pewnego pułkownika za montaż haka holowniczego, drzwi sie otwierają, a w drzwiach stanął Dyrektor!Gdy tylko ujrzał zastawione biurko, momentalnie odwrócił sie na pięcie i wyszedł. Zdążył tylko powiedzieć ,,smacznego'' :) oraz życzył wszystkim zdrowie i wszystkiego najlepszego.
Takie to były czasy wrednej komuny!!!
Myśleliśmy,że Dyrektor kiedykolwiek wspomni o tej libacji, ale nie zrobił tego nigdy.
Pamietam jedną sutuację,że jeden z Kolegów tak ,,zasłabł'',że nie mógł się na nogach utrzymać. :( Było niemożliwe,żeby sam doszedł do wyjścia do portierni- 0k 800-1000m, a poza tym dochodziła godzina 15.00 i trzeba było opuszczać zakład.Szybciutko wymyślelismy ratunek. Zakład nasz posiadał nie tylko wozy bojowe Straży Pożarnej, ale także karetki pogotowia.
Szybciutko załatwiliśmy tak,że nie domagajacy Kolega opuscił Zakład Karetką Pogotowia :)
Gdyby kto myslał,że wówczas w Niewiadowie panował burdel cały czas, to by się mylił. Gdy człowiek pracował ciężko , to od czasu do czasu przychodziły mu do głowy różne głupoty :)
Wspominam te czasy i opisuję, bo wiem,że nikomu już nie zaszkodzę, a tym, którym wmówiono,że za komuny było żle, tragicznie,chcę pokazać,że wtedy też można było wesoło żyć! :D




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: czwartek, 16 lipca 2015, 19:26 
Avatar użytkownika


Mietku w latach 80 ..tych w zakładzie gdzie pracowałem , podobny zwyczaj a mianowicie w Sylwestra ok 11 - 12 godz dyrektor przychodził składał życzenia i szybko wychodził to był znak do świętowania




   
 
 
PostNapisane: czwartek, 16 lipca 2015, 22:41 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
NIL, to były czasy, one się już nie wrócą :(
Teraz tylko wypada współczuć naszym dzieciom i wnukom,że życie staje się coraz bardziej cięższe.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: piątek, 17 lipca 2015, 22:12 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): poniedziałek, 12 stycznia 2015, 23:34
Posty: 2902
Obrazki: 1581
Lokalizacja: KCH
Z jednej strony nie ma za czym płakać, ale z drugiej :-?




_________________

Punto 69KM
N260
N126n

Zabawne jak mało ważna jest Twoja praca, gdy prosisz o podwyżkę,
a jak niesamowicie niezbędna dla ludzkości gdy prosisz o urlop...




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: wtorek, 21 lipca 2015, 15:53 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Odpowiadając na wątku Jacka użyłem słowa,że usterka była NIEMOŻLIWA.
Teraz jednak gdy sobie przemyślałem sprawę, to doszedłem do tego,że niemożliwe usterki potrafią być możliwe.
Przypomniała mi się sprawa jednego wyjazdu, który to potwierdza.
Na wstępie chciałbym opisać jak powstaje otwór w bocznej ścianie skorupy przyczepy.Wiadomo,że tam, gdzie ma być okno w formie jest otwór.
Zarówno do krawędzi formy jak i otworów są poprzykręcane stalowe płaskowniki.Przed wyjęciem ścianki z formy, forma jest obrabiana za pomocą tzw. raszpli.Usuwa się nią nadmiar
laminatu.Stalowe krawędzie nie pozwalają na wypiłowanie większego otworu w przypadku okna .
Jeżeli chodzi o wytwarzanie okien bocznych z metaplexu, to to wytłoczeniu w prasie następuje zgrubne usuniecie zbędnego metaplexu za pomocą piły taśmowej. Później w odpowiednim przyrządzie szyba jest frezowana do odpowiednich wymiarów.
Piszę to wszystko po to aby uświadomić Wam,że raczej niemożliwe było, aby z przyczepy wykonanej z zakładowej formy wypadła w czasie jazdy szyba okna bocznego :(
Albo musiał być za duży otwór, albo za mała szyba.
Reklamującym był mieszkaniec Krynicy Górskiej. Gdy wrócił po zakupie z Niewiadowa, brakuje lewego bocznego okna w przyczepie:( Stwierdził,że na skutek zbyt wielkiego otworu, wypadła szyba w czasie jazdy.
Tak się stało,że to mnie przypadła ta ,,wycieczka'' do Krynicy. Wierząc Klientowi na słowo zaopatrzyłem się w kilka nie obrobionych szyb bocznych.Ci co próbowali kiedyś ciąć pleksę ręczną piłką do metalu, to chyba wiedzą o co chodzi. Metaplex jest zaj. kruchy Niezwykle ciężko jest docinać, brzeszczot co i rusz się klinuje. Całe szczęście,że Klient posiadał
stołową szlifierkę. Po zaznaczeniu otworu, odjęciu kilku mm na uszczelkę wyciąłem za pomocą piłki do metalu i szlifierki stołowej okno, które już nigdy nie wypadłoby ze swojego otworu. Temperatury panowały podobne do dzisiejszych. Bardzo chciało się pić. I przez to doszło do sytuacji przed którą zawsze każdego przestrzegałem.
Ale o tym następnym razem.




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: środa, 29 lipca 2015, 15:47 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Ten wyjazd do Krynicy Górskiej głęboko mi utkwił w pamięci.Stało się to z jednego głupiego powodu.
Do różnych prac przy przyczepach korzystaliśmy z różnych płynnych środków chemicznych. Rozpuszczalniki, aceton, utwardzacze, farby itd. Praca była w ten sposób zorganizowana,że pobieraliśmy większe ilości środków, aby starczały np na miesiąc, albo dłużej.Rozpuszczalnika pobieraliśmy np. 20 litrów, tak samo acetonu.Utwardzacz do żywic pobierany był w ilościach 1-2 litra
Posługiwanie się 20 litrowym kanistrem, było kłopotliwe, to też zawsze przelewaliśmy w jakieś mniejsze butelki. W butelki po gorzale, to obciach, wiec przeważnie przelewano w butelki dostępne- np. po oranżadzie, którą to zakład sprowadzał.
Zawsze byłem przeciwny, aby te chemikalia wlewać do butelek po napojach, aby nigdy nie doszło do pomyłki. Właśnie w Krynicy na skutek pragnienia spowodowanego wysoką temperaturą , gdy w torbie narzędziowej znalazłem pełną butelkę oranżady, bez zastanowienia pociągnałem z niej dwa duże łyki :( Już w pierwszej chwili poczułem,że to nie jest oranżada, tylko rozpuszczalnik, ale po prostu nie wyhamowałem i połknąłem :(
Gdy zacząłem pluć i krztusić się, to wtedy właściciel przyczepy - Bogusław ( na kolacji wypiliśmy brudzia :)) bardzo spanikował i wystraszył się.
Zaczął znosić mi różne produkty, abym wydalił z siebie ten rozpuszczalnik, oraz mleko, aby w jakiś sposób odtruć organizm.Bogusław prowadził pensjonat. W każdym bądź razie uratował mnie :) i jakis poważniejszych powikłań nie było.
Od tamtej pory bardzo rygorystycznie przestrzegałem, ażeby nikt nie wlewał żadnych chemikaliów do butelek po napojach pitnych.Wtedy woziliśmy jedna gotową torbę z narzędziami, tak aby przed wyjazdem nie szykować. Któryś z Kolegów do naprawy potrzebował rozpuszczalnik, a niewykorzystanego zapomniał wyjąc z torby.
Jeszcze jedna sprawa, którą zapamiętałem z tego wyjazdu, to jak gdyby cecha narodowa Polaków- zachowanie się na parkingach.Parkując pod różnymi marketami nie mogę się napatrzyć jak podjeżdżają różni,,kierowcy''którzy uważają, że tylko oni są na świecie.Chociaż miejsca są oznaczone pasami, to oni potrafią zatrzymać się w poprzek i zająć..trzy miejsca :( Niektórzy stają tak,że blokują innym wyjazd. Wcale się tym nie przejmują. Idą na zakupy, a zablokowani muszą czekać na jaśnie pana.Temat parkingu poruszyłem, ponieważ Bogusław prowadzący pensjonat miał parking , na dachu garaży znajdujących się poniżej pensjonatu. Nie był to duży teren, ale gdyby tak naprawdę dokładnie ustawić samochody, to zmieściłoby się ich 10 sztuk.Przy kolacji zapytałam Bogusława, czy nie za mały ten parking. On stwierdził,że jest wystarczający. Do jego pensjonatu przyjeżdżali Niemcy z DDR-u- miał z nimi umowę.Przyjeżdżali w 10 samochodów. Zawsze na parkingu był porządeczek. Samochody ustawione jak po sznurku.Zawsze wiedzieli, kto i o której godzinie będzie wyjeżdżał. Tak wszyscy stawali,żeby nikt nikomu nie utrudniał wyjazdu.
Polacy natomiast wręcz odwrotnie. Kiedyś przyjechało dwóch i tak zaparkowali,że jeden drugiemu tak utrudnił wyjazd,że z tego powodu nieźle się pobili :)
Ja staram się myśleć nie tylko w czasie jazdy, ale także gdy parkuję :)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: piątek, 14 sierpnia 2015, 11:34 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
W jednym z wątków Mariusz zamieścił zdjęcie zaklinowanego samochodu w wąziutkim przejściu? uliczce? między domami.
Wydawało by się,że taka sytuacja jest chyba niemożliwa, wyreżyserowana.Dopiero po jakimś czasie skojarzyłem sobie,że mnie także spotkała taka sytuacja. Tylko ja zaklinowałem się od ,,góry''
Było to we czesnych latach 80.Nie pamiętam już, czy sprawy reklamacyjne załatwiałem w Radomsku, czy też tylko przez Radomsko przejeżdżałem.W każdym razie musiałem przejechać przejazdem pod torami kolejowymi.Widząc przejeżdżające przede mną Żuki oraz Nysy, wcale się nie zastanawiałem czy ja nie będę miał jakiś kłopotów.Zdziwiłem się bardzo, gdy w połowie tunelu coś zazgrzytało i samochód się zatrzymał :(
Okazało się,że się zaklinowałem!!! :(
Powodem tego było to,że mój Żuk wyższy był niż inne Żuki, ponieważ miał zamontowany kołnierz wywietrznika dachowego przyczepy N126E oraz zakrycie, tzw.,,czapę'' Nie pamiętam już, w jaki sposób stamtąd wyjechałem, w każdym bądź razie po powrocie do zakładu musiałem wymienić zakrycie, ponieważ było tak sfatygowane,że nie nadawało się do użytku :) Na terenie zakładu ze zdobyciem takich elementów nie było żadnych problemów.
W chwili gdy pisze te słowa, przypomniała mi sie jeszcze inna sytuacja w której główną rolę grało zakrycie wywietrznika od 126E.


W latach 80 jakiś ,,cfaniaczek'' z Warszawy wymyślił,żeby zakłady były tylko od produkcji, a od sprzedaży były specjalnie powołane przedsiębiorstwa zarządzane oczywiście przez Dyrekcje z Warszawy.Tak powstała firma ,,Przedsiębiorstwo-Techniczno-Handlowe PTH Predom-service''Warszawa, z dyrekcją w Warszawie. Firma urzędowała przed Zakładem w Niewiadowie, w Pawilonie wybudowanym przez Zakład!. Zajmowali się tylko sprzedażą naszych wyrobów i z tego mieli niezłą kasę. Jak mi się o uszy obiło, to podobno 10% od ceny detalicznej. Takie to były czasy! Nic nie robić, tylko kase zbierać. :)
Pracownikami tej firmy, byli dawni pracownicy Zakładu, to dot. zarówno Kierownictwa, jak i innych pracowników.
Tyle jeżeli chodzi o wstęp.
Pewnego razy wypadł nam wyjazd do Warszawy.Gdy o tym dowiedzieli się z kierownictwa PTH, postanowili sie z nami zabrać aby pozałatwiać swoje sprawy w Stolicy.Najważniejszą, było dostarczyć zakrycie dachu N126 jakiemuś ważnemu Dyrektorowi z PTH.
Można było się posikać ze śmiechu jak dopieszczali to zakrycie. polerowali, słowem lśniło jak psu coś tam...Jako środek transportu została wytypowana Żiguli. Nie wypadało bowiem, aby Kierownictwo do Stolicy tłukło się jakimś Żukiem...
Żiguli, to był kombiaczek, bagażnik zamontowany na dachu składał się z dwóch normalnych bagażników.Zakrycie musiało być przewożone właśnie na nim, ponieważ nie było innej możliwości.Wraz ze mną jechały 4 osoby- 2 z PTH oraz ja z Kolegą. Jako,że przewóz zakrycia nie wchodził do moich obowiazków, to oświadczyłem Kierownikowi PTH,że owszem wezmę zakrycie jak oni to zakrycie wrzucą na bagażnik i zabezpieczą.Do zabezpieczenia wybrali Kolegę, który zdobył uprawnienia kierowcy w wojsku.Ten sam, który kiedyś wymył ręce w mastixie- substancji uszczelniającej okna przyczep.Ja się do zabezpieczania wogóle nie dotykałem. Kolega omotał to zakrycie przewodem elektrycznym jaki stosowany był we wiązkach przyczep.
Z Niewiadowa wyjechaliśmy dosyć późno. Ci z PTH umówieni byli ze swoim Dyrektorem na jakąś określoną godzinę,więc cały czas mnie poganiali :) Droga do Warszawy była bardzo dobra. Gdy tylko po ok 12 km dostaliśmy się na trasę, którą zawdzięczamy Gierkowi, to mogłem przyspieszyć, ale tego nie zrobiłem. Uważałem,że 120km/h, to spokojnie wystarczy. Niestety ci z PTH byli bardzo niecierpliwi :) Cały czas poganiali tylko ,,szybciej Panie Mietku, szybciej!''Gdy mi się to już znudziło, to depnąłem na pedał gazu. Nie pamiętam jaką miałem prędkość na liczniku, gdy poczułem i usłyszałem szarpniecie i huk!We wstecznym lusterku zobaczyłem fruwające zakrycie jak opada na asfalt i rozlatuje się :)Przewody którymi omotane było zakrycie pękły jak nitki :) Dobrze,że wtedy nie było takiego ruchu jak teraz. Na całe szczęście nikt za nami nie jechał. Gdy na wstecznym podjechałem w okolice upadku zakrycia okazało się,że przedstawia ono obraz nędzy i rozpaczy :) Szefowie PTH jacyś bladzi się zrobili, stracili całkiem humor :) Postanowiliśmy szczątki zakrycia schować w pobliskim lasku, aby w drodze powrotnej zabrać celem rozliczenia się przepustkami w Zakładzie.Narzucaliśmy gałęzi, wydawało się,że dobrze zamaskowane było, lecz w drodze powrotnej okazało się,że ktoś wytropił pogrzebane zakrycie i zabrał. Do czego mu się to przydało, to do tej pory nie wiem, chyba wykorzystał tylko podnośniki krzyżakowe. Brakiem części , które miały wrócić do zakładu martwili się z PTH, ponieważ ja nie chciałem,aby moje nazwisko figurowało na przepustce wyjściowej.
Ja zdobyłem nowe doświadczenie,że pośpiech jest wskazany tylko do łapania pcheł:)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: wtorek, 1 września 2015, 09:43 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Niedawno na forum przewijała się kilka razy nazwa pewnego miasta.Mimo,że przez nie przejeżdżałem bardzo często, to rzadko docelowo w nim załatwiałem reklamacje.Dosłownie wyjazdy mogłem policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego też pamiętam dwa, które mi utkwiły w pamięci.Pierwsza sprawa, to reklamacja, w której reklamowany był...stół.Stół rozleciał się dosłownie na kawałki.Stało sie tak, jakby ktoś walił w niego obuchem siekiery.Wszystkie meble w przyczepie wykonywane były w ten sposób, aby ich waga była jak najmniejsza.Konstrukcja z użebrowanych listew oklejana była sklejką na której klejony był unilam.Stół składał się właśnie z takiej konstrukcji listewek oklejonych sklejką.Stół służył także jako element łóżka.
Gdy dojechałem do klienta, to zastałem tylko Jego w domu. Przyczepę garażował gdzieś daleko od domu.
Wymieniliśmy się stołami, ja wziąłem uszkodzony aby sie rozliczyć w zakładzie, a Klientowi zostawiłem nowy, wolny od wad.To co ja zabrałem, to było sporo listewek i dwie płyty sklejki, no ale sztuka musiała być :)
Jakie było moje zdziwienie, gdy równo za rok ten sam klient zareklamował znowu stół :-o
Znowu padło na mnie, abym załatwił tą reklamację.
Po dotarciu do Klienta, okazało się,że obecna jest także Jego Żona. Była to młoda ładna Kobieta :) Bardzo ponętna. Jak to się mówi miała czym oddychać i na czym siedzieć :) Musiała posiadać także niezły temperament :D Wtedy zrozumiałem w czym tkwił problem
z usterkami stołów.Wtedy to w rozmowie, która zeszła na żarty, powiedziałem,że chyba to nie jest wina zakładu,że stoły nie wytrzymują :) Klienci aluzję zrozumieli i reklamacje stołów ustały :D

Druga sprawa, która mi utkwiła w pamięci to to,że z tego wyjazdu zrobiłem Żonie wycieczkę.
Żona była już w zaawansowanej ciąży.Po dotarciu do Klienta oklazało się,że trzyma On przyczepę gdzieś na pobliskiej wsi, gdzie Klient miał domek, po swoich rodzicach, czy też babci.
Zajechaliśmy tam, a tam tragedia, urwanie głowy ( oczywiscie dla mnie i Żony)Klienci posiadali ^ SZEŚCIORO !!!! synów. Okna i drzwi na moment sie w tym domku nie zamykały. Jeden miał złamana rękę, drugi złamana nogę.Trzeci czwartemu podbił oko, piąty szóstemu odrąbał palec siekierą.Rodziców wcale nic nie ruszało, a nam włosy stawały dęba na głowie :( Dobrze,że był to parterowy budynek, bo wychodzenie oknem spowodowało by więcej ofiar.Po naprawie przyczepy spisałem protokoł. W luźnej rozmowie dowiedziałem się,że Klienci chcą jeszcze powiększyć rodzinę,bo pragną mieć córeczkę.Będą do tej pory próbować, aż marzenie się spełni.
Ciekawy jestem czy sie spełniło, ponieważ drugi raz do tych Klientów już nie trafiłem :)




 Zobacz profil  
 
 
PostNapisane: piątek, 11 września 2015, 09:17 
Avatar użytkownika



Dołączył(a): niedziela, 11 stycznia 2015, 21:35
Posty: 1116
Dawno już nie pisałem.Coraz trudniej mi pisać, ponieważ nie chciałbym się powtarzać i wyjść na sklerotyka , co może być prawdopodobne :) Mimo, iż nie raz odczytuję moje opowieści aby sprawdzić, to mam wrażenie,iż ta, którą chcę opisać , już była opisywana :( Proszę wiec o wyrozumiałość i o nie nabijanie się :)
Chciałbym opisać parę opowieści o ... milicjantach i moich spotkaniach z nimi.

Za czasów stanu wojennego , wszystkie samochody wydziałowe musiały zostać zdane do dz. Transportu. Obsadzone zostały one kierowcami zawodowymi.Tak więc w delegację byłem wożony jak jakiś VIP :) Zamiast jeden pracownik ,jechało dwóch ( kierowca i ja), lub trzech ( kierowca i ja z Kolegą), gdy była grubsza naprawa.
Gdy sam jeździłem, to miałem zakodowane, aby zawsze sprawdzać czy zabrałem dokumenty- prawo jazdy oraz dowód osobisty.
Gdy woził mnie kierowca, to ten nawyk u mnie zaginął, mimo iż dokumenty potrzebne były dla zomowców mających posterunki na granicach województw.Kontrole były jak przy przekraczaniu granic państwa.Na takim posterunku stały pojazdy opancerzone SCOT, stały koksowniki ( była zima) a wokół kręcili się zomowcy z Kałachami. W zatrzymanych samochodach szukali nie wiadomo czego.Potrafili przekopać wszystko. Szukali broni?Nielegalnej prasy?Ch. wie czego i do czego mogli się przyczepić :(
Właśnie w tamtym czasie podczas jednego wyjazdu- dokładnie do Poznania, gdy podjechaliśmy pod hotel ( już nie pamiętam nazwy) aby zanocować , zauważyłem,że nie posiadam żadnych dokumentów :(
Kontrolowani byliśmy na posterunkach przez zomowców, ale im tylko wystarczały nasze wystawione delegacje, dowodów osobistych nie żądali.Na dworze był niezły mróz, więc nocleg w samochodzie nie wchodził w rachubę.Gdy powiedziałem recepcjonistce, iż nie posiadam dowodu, bo go gdzieś zgubiłem, ona nie chciała w ogóle ze mną rozmawiać.Prosiłem, podawałem numer dowodu, który znałem na pamięć, nic to nie dało.Zameldowała tylko kierowcę, oraz Kolegę, który ze mną naprawiał.Zacząłem główkować co tu teraz zrobić. Wymyśliłem,że poszukam pomocy na ...milicji :)
Troszkę nam zeszło z czasem zanim trafiliśmy na Komisariat Miejski MO. Tam oficer dyżurny po wysłuchaniu mojej bajeczki o zagubionych dokumentach(że parokrotnie do naprawy przebierałem się w ciuchy robocze, a wtedy dokumenty musiały wypaść w śnieg) zaczął na mnie bardzo głośno wydzierać się!Czy ja wiem co to jest dowód osobisty i takie tam dyrdymały.Tak się darł,że aż się nieźle wkurzyłem :) Wtedy, to ja zacząłem,że nie przyszedłem do niego aby się na mnie darł, tylko żeby mi pomógł.Facet oprzytomniał i ochłonął.Zapytał o nazwę hotelu, znalazł numer w książce tel. i zadzwonił.Przedstawił moją sytuację i zapytał, czy mnie nie przenocują.Na chwilę zamilkł, widać było,że robi się czerwony na twarzy, żyły mu wychodzą, lada moment, to wybuchnie :( Okazało się,że panienka z recepcji dała mu niezłą lekcję. Opierdzieliła go jak przysłowiowego sztubaka. Facet tak sie wkurzył,że zwymyślał panienkę. Później połączył się z Komendą Wojewódzką MO. Do oficera dyżurnego, który odebrał słuchawkę, powiedział;,,słuchaj, jak będziesz miał interwencję z hotelu- podał nazwę, to ja temat znam''.Rozłączył się, a mnie kazał iść, wejść do pokoju zameldowanych Kolegów i jakoś przenocować z nimi.
Gdy wróciliśmy do hotelu okazało się,że nastąpiła zmiana recepcjonistek.Ta co zaczęła pracę była milsza i bardziej wyrozumiała.
Zameldowała mnie na podstawie podanego numeru dowodu osobistego :)
W następnych wyjazdach już bardzo się pilnowałem aby swoje dokumenty zabierać ze sobą. :)




 Zobacz profil  
 
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 199 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 12 13 14 15 16 17 18 ... 20  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE! (C) 2015 © 2007 phpBB Group
WŁASNOŚĆ (C) NIEWIADOWKI.PL