Obiecałem parę opowiadań o milicjantach.Do tego zawodu szli ludzie?, którzy mieli pewne predyspozycje. Z jednymi można było porozmawiać, z innymi pożartować ( nawet), a do innych bez kija, albo jakiegoś łoma nie wolno było podchodzić.Właśnie chciałbym opisać moje spotkanie z takim ostatnim wymienionym.
Do zakładu wpłynęła reklamacja Klienta z Gdyni.Równocześnie Klient z Elbląga reklamował chłodziarkę.Jakoś tak było,że i Klientom i mnie zależało na czasie, więc w drogę wybrałem się służbowym maluszkiem Fiat126
W porównaniu do Żuka, był to samochód Formuły 1
Gdybym Żukiem jezdził takimi szybkościami jak maluchem, to miałbym niesamowity przepał.A tak, to maluszek nawet wychodził w normie jaką ustalili w zakładzie- 5,5l/100km.
Do takich szybkich wyjazdów był doskonały.Nic więc dziwnego,że wyjeżdżając z Niewiadowa ok 7.00, w Elblągu wymieniłem chłodziarkę, a w Gdyni byłem przed godz 15.00Klient mieszkał na nowym osiedlu przy obwodnicy. Tak więc jadąc od Elbląga nie musiałem wjeżdżać w miasto.Na parkingu przed jednym z bloków zobaczyłem radiowóz milicyjny. Zatrzymałem się i postanowiłem zasięgnąć języka.Nie zdążyłem zapytać, gdzie ulica, której szukałem się znajduja, jak z radiowozu wyskoczył milicjant z drogówki z wielkim ryjem! Zaczął sie od razu drzeć!!! dokumenty!!!!Dokumenty!!!. Ja na to chwileczkę, chciałem się tylko dowiedzieć gdzie mam szukać takiej a takiej ulicy. A ten milicjant z jeszcze większą mordą do mnie
Zaczął wykrzykiwać, ze on Nas( z piotrkowskiego) to ,,nauczy'' Czego nauczy, to nie powiedział. Widocznie ktoś z moich ziomali jakąś mu krzywdę zrobił
Wróciłem do maluszka, wziąłem swoje dokumenty i samochodu oraz kartę drogową.W karcie za wiele nie było zapisane
Był dojazd do Elbląga, kilometry, zdaje się,że godziny też miałem rozpisane.Był napisany wyjazd z Elbląga do Gdyni.Ten milicjant zaczął się na mnie drzeć, dlaczego mam kartę nie rozpisaną! Ja tłumaczę mu jak krowie na granicy,że ja dopiero przyjechałem do Gdyni i dopiero będę kartę rozpisywał. On na to,że mam kartę nie rozpisaną i muszę płacić mandat, już nie pamiętam w jakiej wysokości, ale bardzo srogo moje ,,przestępstwo ''ocenił
Srogi milicjant na tym nie poprzestał.Pofatygował się do maluszka, kazał otworzyć bagażnik.Wsadził swoje łapsko w okolice tyłu licznika i zaczął nim wiercić.Sprawdzał,czy linka licznika jest zaplombowana .Ja mu mówię; panie linka jest plombowana na bank, bo ja sam osobiście byłem legalizować licznik, ale on nadal wiercił tam łapskiem. Ja się wkurzyłem .Mówię, panie, nie wiierć pan tak łapą,bo urwiesz specjalnie plombę i będzie na mnie.W niego jakby piorun strzelił!!!
Gdyby miał pałę, lub broń, to chyba by do mnie strzelał. Tak się na mnie zaczął drzeć,że cywil, który był z nim był bardzo, ale to bardzo zniesmaczony.Żeby nie przedłużać, to w końcu stanęło na tym,że ja żadnego mandatu nie chciałem płacić.SQrwiel zatrzymał mi kartę drogową oraz oświadczył,że sprawę kieruje na Kolegium
Miałem trochę problemów z tankowaniem, bowiem niektórzy ajenci CPN ów bez karty nie chcieli zatankować maluszka
Długo nic się nie działo, aż w końcu przyszło do zapłaty Kolegium. Jak na tamte czasy, to dosyć spore
Wkurzyłem się, jak tak można kara bez wysłuchania tłumaczenia, bez powiadomienia o Kolegium?Postanowiłem nie płacić
Parokrotnie przychodziły ponaglenia, a ja nic
W końcu zacząłem dostawać pisma z Tomaszowskiego Prezydium, a ja dalej nic
Po którymś z kolei monicie poszedłem do Prezydium powiedzieć,że ukarali mnie zaocznie nie dając możliwości obrony dlatego nie zapłacę ani grosza.
Do dzisiaj się dziwię,że nie weszli mi na pensję w zakładzie, tak jak to miałem z jednym niezapłaconym mandatem
Wszystko to opisuję, ponieważ grzebiąc w starych papierach trafiłem na pokwitowanie za zatrzymaną kartę drogową, wystawione przez sierżanta Mirosława Paluszkiewicza- Kontrolera Ruchu Drogowego z Gdyni